Morze ze swą kuszącą obietnicą ukrytą poza horyzontem fascynowało ludzi od najdawniejszych czasów. Dzieje poznania mórz, odkrycia lądów zagubionych w ich bezmiarze były jedną z najbardziej niezwykłych przygód ludzkości.
Były przygodą kosztowną, opłaconą życiem wielu żeglarzy – odkrywców.
Wyprawy były potrzebne tak, jak zawsze potrzebna jest chęć poznania i zrozumienia niepoznanego. To dzięki nim na mapach pojawiły się zarysy nowych lądów a ludzka wyobraźnia wzbogacona została o nowe wierzenia, kulty i nieprawdopodobne zwyczaje.
Podróżników urzekła też odmienność przyrody na nowo odkrytych ziemiach.
Szacowni mieszkańcy mglistego Londynu ujrzą bajeczne kwiaty i tęczowe skrzydła tropikalnych motyli nie wierząc na początku w ich autentyczność.
Podobnie będzie w gorącym Madrycie i dusznej Lizbonie, gdzie gabloty w gabinetach historii naturalnej zaczną się szybko uginać od mnogości przyrodniczych eksponatów, budząc zachwyt wśród zwiedzających.
Swoje miejsce znajdą tam też morskie muszle.
Zanim jednak będą fascynować zoologów i systematyków, staną się istotnym elementem dalekomorskich wojaży, tworząc często ich tło i wplatając się w nieprawdopodobne historie.
Pierwszymi podróżnikami, którzy musieli spotkać się z zadziwiającymi konchami mięczaków, byli starożytni Fenicjanie.
Ich wyprawy miały przede wszystkim charakter handlowy, ale przyczyniały się automatycznie do dokładnego poznania basenu Morza Śródziemnego.
Zdolności żeglarskie Fenicjan docenił egipski faraon Necho III, który odpowiednio finansując wyprawy, przyczynił się do ulepszenia floty. Dzięki temu załogi będące na służbie egipskiej dokonały prawdziwego wyczynu – opływając Afrykę ze wschodu na zachód. Potem okrążyły także zachodnie wybrzeża Europy. Długotrwałe ekspedycje oprócz finansowania, wymagały też zapasów żywności. Dostarczył ich przebogaty stół Wszechoceanu – serwując starożytnym żeglarzom owoce morza, głównie ciała ostryg, ark i sercówek.
Z czasem, kluczową rolę w poznaniu szlaków morskich zaczęli odgrywać starożytni Grecy.
Opisy ich odkryć znajdujemy u Herodota i Hekatajosa z Miletu. Na szczególną uwagę zasługuje wyprawa Aleksandra Wielkiego w IV wieku p.n.e, wiodąca przez Persję do Indii. Słynna flota pod dowódctwem Nearcha odkrywa i opisuje wybrzeża Oceanu Indyjskiego i Zatoki Perskiej. Wiadomo z przekazów historycznych, że Aleksandrowi towarzyszyła grupa uczonych, zbierających bogate materiały kartograficzne a także eksponaty przyrodnicze, w tym muszle mięczaków.
Średniowiecze ma praktycznie jednego odkrywcę.
Był nim wenecjanin – Marco Polo.W latach 1271-1295 odbył on wyprawę do Chin, dzięki swemu sponsorowi – Wielkiemu Chanowi Kubilajowi. Drogę powrotną przebył głównie morzem, przywożąc relacje z podróży, które dla Zachodu będą przez długie lata źródłem informacji o Azji Środkowej i Wschodniej.
Podczas wyprawy możny mecenas zmienił swą rezydencję na pałac cesarski, stając się władcą Chin. Wśród darów, jakie otrzymał od Marco Polo – były elementy kultur ludów, które odwiedził a także muszle morskich ślimaków, będące istotnym składnikiem ich wierzeń i religii.
Wreszcie nadeszła epoka renesansu a z na czas wielkich odkryć geograficznych. Podróże były już zorganizowanymi na wielką skalę ekspedycjami, finansowanymi przez kupców i władców. Nowa wiedza w dziedzinie nawigacji i kartografii oraz rozwój techniki żeglarskiej tworzyły szanse na powodzenie wypraw.
W pierwszej połowie XV wieku książę Henryk Żeglarz założył w Sagres pierwszą szkołe żeglarską. Wyszkoleni tam marynarze w 1441 roku dotarli do Zielonego Przylądka, otwierając drogę do tropików. W tym też samym roku jeden ze statków ekspedycji przywiózł do Portugalii bogate eksponaty przyrodnicze, które szokowały swą odmiennością. Zupełną nowością dla ówczesnych Europejczyków były afrykańskie maski, elementy ubiorów oraz instrumenty muzyczne ozdabiane drobnymi muszlekami „kauri”.
Niestety, niektórzy podróżnicy „spotkali się” z błyszczącymi kauri, jako elementami zdobiącymi tubylczą broń.
Do takich należał na pewno Vasco do Gama. W sierpniu 1497 roku jego flota opuściła ujście rzeki Tag – a Alvaro Velho, uczestnik wyprawy i autor relacji „Roteiro da prima viagem Da Vasco da Gama em 1497” – rozpocząl notowanie wszelkich ciekawostek i faktów dotyczących morskiej drogi flotylli.
Pod datą 4 listopada 1497 zapisał : „Osiągnięto okolice południowego cypla Afryki i da Gama zdecydował się przybić do brzegu w zatoczce, której nadano imię Św. Heleny.
Tam też natknięto się na ludzi niskich i czarnych, z którymi nie można się było porozumieć. Niebawem doszło do zbrojnego starcia, w trakcie którego sam da Gama został raniony oszczepem, a wielu z naszych ludzi ucierpiało po trafieniach jakimiś siekierami, których ostrza wykonane były z morskich skorup…”
Jak można sądzić z relacji Velho – owi „niscy i czarni ludzie” to koczowniczy Hotentoci. Ich orężem zaś musiały być topory wykonane z połówek masywnych przydaczni lub wielkich szponiatek wykorzystywanych także przez inne wojownicze plemiona.
Bartolome la Casas w swej „Historia de Las Indias” opisuje ów epokowy moment, kiedy flotylla Admirała Oceanu – Krzysztofa Kolumba dociera do wyseoki Guanahani, dzisiejszego San Salvador.
Zanotował wtedy : „Ujrzeli niebawem nagich ludzi. Chcieli się z nimi dzielić wszystkim, co posiadali. Biodra niektórych przepasane były plecionymi liśćmi palmy, a na szyjach zawieszone mieli ozdoby z połyskujących w słońcu perłopławów”.
Dalej la Casas opisuje żeglugę Kolumba wzdłuż wybrzeży Colby /dzisiejsza Kuba/ oraz próby handlu wymiennego z krajowcami. Oczekiwanego złota było bardzo mało.
Do sakiewek trafiły natomiast olbrzymie karaibskie perły, cenniejsze niż grudki pożądanego kruszcu.
Kiedy Kolumb wróci do Europy, wyśle z Lizbony swój słynny list – „De insulis nuper inventis”, będący sprawozdaniem z odbytej podróży i opisem bogactw znajdujących się na nowo odkrytym lądzie. Ferdynand II i królowa Izabela przeczytają w nim o złocie, kadzidłach, bawełnie, drzewie gumowym a także o perłach i niewolnikach.
Walory dzikich pereł zostaną szybko zauważone przez ówczesnych złotników, trafiając do insygniów władzy królewskiej.
Osobistym zaś prezentem Colona dla Izabeli będą niespotykane dotąd czarne perły z wybrzeży Hispanioli, o czym wspomina w pierwszej biografii Admirała jego syn Hernando. Warto tutaj dodać, że ślimaczy symbol Karaibów – skrzydelnik Strombus gigas znalazł uznanie w oczach twórców filmu – „1492 Droga do Raju”. W jednej ze scen, filmowy Kolumb, w którego postać wcielił się Gerard Depardieu, podnosi z plaży konchę tego mięczaka, stawiając pierwsze kroki na Nowym Lądzie.
28 listopada 1550 roku – „Trynidad”,”Victoria” i „Conception”- trzon flotylli Ferdynanda Magellana skierowały się w stronę Wysp Korzennych.
Żegluga przebiegała spokojnie, świeciło słońce a ocean był łagodny. Marynarze nadali mu nazwę „El Pacifico” – Spokojny. Sielanka zmieniła się jednak rychło w piekło. Na okrętach zabrakło wody i żywności.
„Jedliśmy w proch rozsypujące się suchary, pełne robaków, pijąc przy tym wodę żółtą i mętną. Oprócz tych nieszczęść najgorsza była owa choroba – szkorbut, która uśmierciła 29 spośród nas…”
W cytowanej „Relacji” Pigafetty czytamy dalej, że 6 marca 1551 roku półżywi marynarze ujrzeli „zielone i rajskie wyspy”. Najważniejsze zaś było to, że na pokładach pojawiła się woda, owoce oraz mdłe w smaku ciała mięczaków. Te ostatnie, najpierw niechętnie zjadane przez podróżników, z czasem wejdą do ich menu, jako podstawowy składnik. Zanędzniałym marynarzom pomogą szybko zregenerować siły, są przecież bogatym źródłem protein i witamin.
Kiedy Magellan popłynie na wyspę Cebu „skarby morskich głębin” staną się zalążkiem klęski całej wyprawy. Wasal ochrzczonego sułtana Humabona odmówi płacenia daniny Hiszpanom. Pigafetta wspomina, że wśród dostarczonych towarów miały być -„cenne korzenie, złote wyroby i nieskazitelne perły morskie”. Konflikt przerodzi się w zbrojne starcie, w którym Magellan straci życie.
Trzeba przyznać, że perły stanowią element każdej niemal wyprawy morskiej, wplatając się żywo we wspomnienia kronikarzy.
Wyjątkową rolę odgrywają jednak w przypadku piracko-odkrywczych rejsów Pedro Fernandeza de Quirosa, którego szlak wiódł od wybrzeży Peru przez cały Pacyfik, po Filipiny. To on właśnie zasłynie handlując z wyspiarzami na Markizach, Tuamotu, Tahiti, Fidżi i Mollukach. W zamian za mosiężne dzwonki, koraliki i tanie ozdoby otrzyma pełne garście pereł wartych fortunę w ówczesnej Hiszpanii.
Niepowtarzalność tych morskich klejnotów uwiecznią rysownicy towarzyszący załogom statków. Znajdziemy je na rycinach Theodore de Bryego w cyklu – „The Discoverie and Conquest”, a przede wszystkim na obrazach Williama Hodgesa.
Wspaniałe rysunki i obrazy olejne, na których widoczne są tubylcze ozdoby wykonane z muszli lub instrumenty muzyczne powstałe z wrzecionowatych konch ślimaków są dziełem Jamesa Clevelya. Towarzysząc wyprawom Jamesa Cooka, stworzy prawdziwy album wizerunków mieszkańców Polinezji, portretując ich w rytualnych strojach i maskach. Znajdziemy w nim twarze wyspiarzy z nosami przekłutymi wyrostkami spondylusów lub z ciętymi „listkami” perłopławów – tkwiącymi w małżowinach usznych.
Częste będą zdobne wisiory i naszyjniki wykonane z ciętych haliotisów.
Obrzędowe maski i oznaki władzy plemiennej ozdabiane są natomiast porcelankami i przegrzebkami.
Rysownicy holenderscy uwieczniać będą całe scenki rodzajowe z udziałem tubylców.
Frans Diemen na jednej z swych rycin przedstawi Mollukańczyków szykujących strawę, którą będzie wielka przydacznia, opiekana razem ze skorupami na wolnym ogniu.
Inny artysta – Jacob Davis namaluje obraz z mieszkańcami Marianów oprawiającymi wydobyte z morza perłopławy.
Z czasem, rysownicy a także hydrolodzy, kartografowie i botanicy trafią na stałe na pokłady dalekomorskich okrętów. Będą musieli sprostać nowym wyzwaniom nauki, które przyniesie wiek XVIII.
Absolutnym geniuszem żeglarskim tamtych czasów jest Anglik – James Cook /1728-1779/.Odbył on trzy pamiętne podróże dookoła ziemi.
Pierwszą, w latach 1722-1755 na przebudowanym frachtowcu węglowym, któremu nadał imię – „Endeavour” – jednym z najsłynniejszych okrętów świata.
W skład ekspedycji weszło 80 członków załogi i 11 specjalnie dobranych przyrodników, którzy mieli gromadzić okazy flory i fauny oraz prowadzić „na gorąco” dokumentację garficzną zbiorów. Wyprawa zagościła na około 3 miesiące na Tahiti. Zakotwiczono w Zatoce Matavi, która stała się miejscem pracy Josepha Banksa-wszechstronnego zoologa, kierującego zespołem przyrodników. To jemu zawdzięczamy rysunki owadów i muszli odznaczające się wręcz fotograficzną wiernością.
W drodze powrotnej okręt Cooka był pływającym „ogrodem botanicznym” i muzeum eksponatów przyrodniczych, które trafią do pierwszych gabinetów historii naturalnej.
W drugiej podróży w latach 1768-1771,Cookowi towarzyszą Johann i Georg Forsterowie. Dla nich spotkanie z oceanicznymi konchami stanowi inspirację do tworzenia bogatego zbioru kolekcjonerskiego.
Podczas trzeciej wyprawy w latach 1776-1779 na swym flagowcu – „Resolution”, poszukuje północnego przejścia między Atlantykiem a Pacyfikiem.
Poza pracami kartograficznymi i obserwacjami astronomicznymi, które są jego pasją, poświęca dużo czasu na gromadzenie okazów fauny z wysp hawajskich.
Rozpoczęte przez przez Cooka prace systematyczne zebranych owadów i mięczaków lądowych dokończy w drodze powrotnej zdolny uczeń Karola Linneusza ? Szwed D.Solander. Spod jego ręki wyjdą jedne z pierwszych gatunków muszli lądowych usystematyzowane zgodnie z regułami linneuszowskimi, zawartymi w „Systema naturae”.
W 1879 roku ukazała się książka „Głębiny oceanu”, będąca dla wielu pasjonatów czynnikiem wyzwalającym ciekawość i dalekosiężne plany eksploracji Wszechoceanu. Jej autorem był Wyville Thomson, badacz zafascynowany zagadką życia na morskim dnie. W latach 1868-1870 brał udział wraz z Williamem Carpenterem w ekspedycjach na statkach „Prrcupine” i „Lighting”. W czasie tych wypraw wydobyto z dna Atlantyku wiele okazów zwierząt, wśród nich głębinowe mięczaki, w większości nieznane do tej pory nauce. Historycy opisują pasję Thomsona, jako „zaraźliwą”.
Jedną z osób, która uległa wpływom tego badacza był Amerykanin – Aleksander Agassiz. Najpierw, teiretycznie udoskonala konstrukcję drag do połowów bezpośrednio z dna oceanu, a potem na pokładzie „Albatrosa” rusza na Pacyfik.
Wyprawa przypomina swoimi osiągnięciami podróże kapitana Cooka – głównie ze względu na ogrom okazów fauny morskiej, przeznaczonych do wnikliwych badań.
Domeną Agassiza są zwierzęta zasiedlające rafy koralowe. Jest jednym z pierwszych zoologów badających toksyczność jadu zwierząt morskich, w tym także stożków i mięczaków rodziny Terebridae. Próbuje też wytłumaczyć symbiotyczne zależności między wielkimi przydaczniami a koloniami glonów bytujących na ich płaszczach.
Z czasem, etat odkrywcy-podróżnika zastąpi naukowa specjalność – biologa morza. Pierwsze laboratorium biologii morza – „Stazione Zoologica”, powstaje w 1872 roku w Neapolu. W 1888 roku istnieją już pierwsze laboratoria w Stanach Zjednoczonych. Są to : „Woods Hole Oceanographis Institution” oraz działające w Północnej Karolinie – „Scripps Institution of Oceanographic”. W Anglii powstaje „National Institut of Oceanography”, we Francji działa „Institut Oceanographique”, a w Niemczech „Deutsches Hydrographisches Institut”. W 1921 roku powstało w Polsce – Morskie Laboratorium Rybackie z siedzibą w Helu i pod kierownictwem Antoniego Jakubowskiego. Ośrodek ten jest kontynuacją udziału Polaków w badaniach oceanów, zainspirowanych przez Henryka Arctowskiego i Antoniego Dobrowolskiego.
Wszystkie wymienione ośrodki prowadzą badania nad fauną morską, której mięczaki stanowią bardzo liczną reprezentację.
Co zaś tyczy się indywidualnych spotkań współczesnych oceanologów z cudami morskich głębin, a więc także konchami ślimaków i skorupkami małżów, to najlepiej ujął to komandor Cousteau. Porównał swoje doznania do tego, co musieli przeżyć John Glen i Neil Armstrong przebywając w przestrzeni kosmicznej, po opuszczeniu statku Apollo XI.
Być może jest to porównanie bardzo górnolotne, ale ile w nim piękna i pasji prawdziwego przyrodnika!