SEKRETY PURPURY TYRYJSKIEJ.

Według barwnej legendy „purpurę tyryjską” odkryła słynna Helena trojańska.

Podczas spaceru brzegiem morza jej pies podbiegł do jakiegoś zwierzęcia, | które zajadle atakował. Jak się okazało, uwagę psa zwrócił ślimak, który nie zdążył wrócić do wody po morskim odpływie. Niedługo potem pysk psa ociekał cieczą przypominającą krew. W rzeczywistości miał to być barwnik z ciała śródziemnomorskiego mięczaka – rozkolca.
To oczywiście tylko legenda i to z dużą dozą zoologicznych nieścisłości, ale wiadomo, że specyficzne zdolności niektórych ślimaków do wytwarzania naturalnych barwników znane były od bardzo dawna.
Przypuszcza się, że poznał je człowiek neolityczny. Na pewno zaś wykorzystywały ludy Kotoko w Czadzie i Kamerunie. Jednak minimalne ilości uzyskiwanych pigmentów starczały jedynie do nanoszenia wymyślnych afrykańskich wzorów.
Prawdziwą technikę produkcji barwników opanowali starożytni Fenicjanie, Grecy, a potem Rzymianie.

Purpura patula /L.1758/ - 80 mm. Hexaplex trunculus /L.1758/ - 84 mm. Bolinus brandaris /L.1758/ - 79 mm. Tym słynnym rozkolcom zawdzięczamy purpurę - kolor dostojeństwa i chwały.

Purpura patula /L.1758/ – 80 mm. Hexaplex trunculus /L.1758/ – 84 mm. Bolinus brandaris /L.1758/ – 79 mm. Tym słynnym rozkolcom zawdzięczamy purpurę – kolor dostojeństwa i chwały.

Owocem ich pracy była purpura, kolor symbolizujący władców, dostojników i purpuratów.
Centrum jej wytwarzania były Tyr i Sydon i to już około 1500 roku p.n.e. Z biegiem czasu farbiarnie przestały być domeną Fenicjan i powstawały na całym obszarze śródziemnomorskim – w Egipcie, Azji Mniejszej, Grecji, Dalmacji, Włoszech, północnej Afryce i na Balearach.
Purpury dostarczały dwa gatunki rozkolców: Hexaplex trunculus i Bolinus brandaris.
Technika wytwarzania barwnika była stosunkowo prosta, ale pracochłonna.
Po wstępnej segregacji miażdżono ciała ślimaków i do takiej masy dodawano sól w odpowiednich proporcjach. Koncentrat taki przetrzymywano przez trzy dni w specjalnych kadziach. Następnie przypłukiwano wodą i gotowano na parze przez 10 dni w ołowianych kotłach.
W powstałym w ten sposób roztworze zanurzano tkaniny, które zaraz potem wystawiano na palące słońce. Działanie promieniowania ultrafioletowego „robiło” resztę.
Nabierały one początkowo zielonej, następnie niebieskiej, a na końcu purpurowej barwy.
Związkiem chemicznym dającym ten niezwykle trwały i odporny na zmywanie kolor jest: 6,6-dibromoindigo.
Niestety, w śluzie gruczołow hypobranchialnych ślimaków jest go bardzo mało. Dlatego też do zabarwienia jednej szaty trzeba było zużyć ponad 16 000 osobników.
Obliczono nawet, że 300 funtów płynnego barwnika farbowało około 50 funtów wełny.
Cena i wymowa tego koloru były więc proporcjonalne do nakładu pracy i środków koniecznych do jego uzyskania.
Za czasów panowania Nerona był on jedyną osobą w Cesarstwie, której przysługiwał przywilej noszenia purpurowych szat.
W tradycji hebrajskiej kolor ten traktowano jako święty, symbol boskości i majestatu.
W chrześcijaństwie stał się znakiem godności i czci.
Słynne niemieckie iluminowane manuskrypty przeznaczone dla Karola Wielkiego pisane były złotem na purpurowym materiale. Wśród nich wyróżnia się zwłaszcza Ewangeliarz Godeskalka / 781 – 783 /.
Purpura tyryjska została też użyta do przygotowania nietypowego purpurowego atramentu, którym spisywano Kodeksy Bizantyjskie.
Zapotrzebowanie na cenne rozkolce było przeogromne.Miejsca produkcji purpury znaczą do dziś zwałowiska muszli,tworzące prawdziwe góry, jak choćby Monte Testaceo pod Tarentem.
Podobnie,zwałami skorupek murexów usiane są wybrzeża Libanu.

Warto pamiętać, że barwienie tkanin przy użyciu innych gatunków ślimaków stosowały takżę pierwotne plemiona Wysp Brytyjskich, a także Indianie Ameryki Środkowej w okresie przedkolumbijskim. Jako dostarczyciela pigmentu stosowali oni ślimaka – Purpura patula.
Opanowali też metodę delikatnego nakłucia ciała tego mięczaka i uciskania jego gruczołów, aby pozyskać barwnik, bez zabijania zwierzęcia. O metodzie tej wspomina franciszkański kronikarz Bernardino de Sahagun w swojej – „Historia General de las Cosas de Neuva Espana”.
Z czasem Krajowcy zaczęłi „eksportować” purpurę do Hiszpanii. Wielki popyt nie przyczynił się tutaj jednak do eliminacji gatunku, jak miało to miejsce w basenie Morza Śródziemnego.
Przetrzebieniu mięczaków zapobiegły – unikalna technika nakłuć i ochrona gatunku podczas okresu rozrodczego – ściśle przestrzegana przez indiańskie plemiona.

We wczesnym średniowieczu zaniechano techniki barwienia tkanin z wykorzystaniem rozkolców.
Przeważyły – wyjątkowo wysokie koszty produkcji oraz niska już populacja tych zwierząt.
Farbiarnie zaczęły wykorzystywać koszenilę.
Koszenila prawdziwa / Dactylopius coccus / to owad żyjący w Ameryce, którego poczwarki produkują różowo-czerwony pigment.
Co ciekawe, w Polsce występuje jego krewniak – Czerwc polski / Margarodes polonicus /.
Stosowano go do barwienia tkanin i skór.
Pluskwiaki te zbierano na przełomie maja i czerwca z korzeni rośliny o potocznej nazwie ? czerwiec. Aby uzyskać jeden kilogram barwnika trzeba było przytworzyć około 250 000 ususzonych wcześniej larw owada. Zbiory były bardzo pracochłonne, gdyż czerwonego barwnika dostarczały jedynie poczwarki samic, a na jednej roślinie przebywało ich zaledwie kilkanaście.
Tkaniny barwiono w koncentracie, który uzyskiwano z miażdżonych poczwarek i kwaśnego wyciągu z przefermentowanej mąki żytniej. Substancją czynną chemicznie w tym procesie był kwas karminowy zawarty w czerwonym barwniku chinolinowym,obecnym w koszenili.
Nie trudno się domyślić, że i ta metoda nie była zbyt wydajna i bardzo kosztowna.
Jednak odporność na zmywanie i działanie światła barwnika z koszenili, była porównywalna z purpurą tyryjską.

Nasze czasy przyniosły tańsze technologie farbowania z zastosowaniem barwników anilinowych, produkowanych w skomplikowanych, ale za to opłacalnych procesach chemicznych.