ANDRZEJ JARZĘBOWSKI
„Marokańska wyprawa do wrót Sahary”
październik 2009

Maroko?..Armia proroka Mahometa nazwała go Maghreb, co znaczy ? ? ziemia, gdzie umiera słońce?. W tym kraju wszystko wydaje się niezwykłe: od kolorów skał, zieleni palmowych gajów – wyrastających wśród piasków, architektury – bardziej przypominającej baśniową scenerię niż realne budowle, ludzi – którzy wyglądają jak przeniesieni w czasie z jakichś odległych wieków, po rzemiosło, którego fantazja jest w tak kolosalnej sprzeczności z modnym ostatnio w Europie minimalizmem.
Maroko to niezwykle barwna mozaika, gdzie zachwycają nie tylko antyczne wykopaliska rzymskie i arcydzieła architektury islamu, ale także codzienność życia mieszkańców oraz specyficzna, unikatowa wręcz przyroda.

Całości wspomnianych wrażeń doświadczył Pan Andrzej Jarzębowski ? kolekcjoner, właściciel warszawskiej ?Neptunei? www.neptunea.pl oraz ceniony znawca tematyki konchologicznej i rynku muszlowego w Polsce.

Z największą przyjemnością prezentuję autorską (tekst oraz zdjęcia) relację Pana Andrzeja, który uwzględnił w niej to, co zawsze zainteresuje konchistów poza walorami czysto podróżniczymi, czyli – muszle do kolekcji.

?W marcu 2009 r. wybraliśmy się z żoną i znajomymi na krótką wyprawę do Maroka. Aby uciec od najbardziej zatłoczonych szlaków wycieczkowych i zapewnić sobie niezależność swobodnego planowania i modyfikowania trasy podróży, pojechaliśmy camperami. Przejechaliśmy 11.000 km (w tym pętla po Maroku 3.500 km). Poszukiwaliśmy muszli, minerałów, skamieniałości, ciekawego rękodzieła dla naszej firmy, wspaniałych widoków i przygód. Znaleźliśmy wszystko.

maroko1

Nasze pierwsze spotkanie z marokańską fauną.

maroko2

Biczogon marokański (Uromastyx acanthinuris) pozuje do zdjęć na przełęczy w Górach Atlas.

Przez Cieśninę Gibraltarską przeprawiliśmy się promem do Tangeru. Potem do Meknes i dalej przez Atlas Średni i Wysoki dotarliśmy do granic Sahary w okolice oazy Merzuga (przy granicy z Algierią), gdzie znajdują się najwyższe w Maroku wydmy, dochodzące do 150 metrów wysokości.

maroko3

Poranek na Saharze.

maroko4

Turyści w okolicach oazy Merzuga.

Ponieważ nie jest moim celem pisanie kolejnego przewodnika po Maroku, a czytelnicy CONCHY są zapewne najbardziej zainteresowani nadmorskim etapem naszej podróży, zrelacjonuję krótko, iż udając się z Sahary w kierunku zachodnim, dotarliśmy do wybrzeża na północ od Agadiru.

maroko5

Wybrzeże Atlantyku pomiędzy Tamri a As-Sawirą.

Bazując na wakacyjnych pamiątkach kilku znajomych, którzy znając naszą pasję, bardzo starali się przywieźć nam coś ciekawego do kolekcji ze swoich podróży do Maroka, po okolicach Agadiru nie obiecywaliśmy sobie zbyt wiele. Jednak już godzinny spacer w czasie odpływu zaowocował przeglądem ponad trzydziestu najpowszechniej występujących tam gatunków ślimaków i małży.

maroko6

Wynik krótkiego spaceru wzdłuż zatoki na północ od Agadiru.

Zgodnie z oczekiwaniem znaleźliśmy muszle reprezentantów typowych dla Prowincji Śródziemnomorskiej (prawie cały obszar Maroka leży w granicach tej prowincji, której formalną południową granicą jest Półwysep Biały) jak i Zachodnioafrykańskiej (np. Marginelle).

maroko7

Jeden z najdroższych ?brandarisów?, (ok.20 euro).

Nic dziwnego, iż następnego dnia wizytę w małym porcie rybackim w Tamri rozpoczynaliśmy ze znacznie większymi apetytami. Dotarliśmy tam wczesnym przedpołudniem, wszystkie łodzie spoczywały już na brzegu (w porcie rybackim w Tamri nie ma nabrzeża), magazyny zamykano, a w małej murowanej hali targowej dobijano ostatnich transakcji.
Nasze wypytywanie o muszle, połączone z niewytłumaczalnym brakiem zainteresowania rybami, ożywiło nieco senną już atmosferę, a pierwsza zakończona transakcja podziałała jak przysłowiowy kij wbity w mrowisko. Zaroiło się od naganiaczy, pośredników, tłumaczy, kibiców i gapiów. W całym tym otaczającym nas tłumie trudno było zorientować się kto jest właścicielem oferowanego towaru. Rybacy marokańscy traktują muszle ślimaków jako dodatkowe źródło dochodu przy okazji połowu ryb i krabów (pomijam zbieraną w celach spożywczych na głębokościach do kilku metrów Thais haemastoma).
Muszle te są po oczyszczeniu oferowane na straganach w miejscowościach turystycznych jako lokalne pamiątki.
Po chwili dowiedzieliśmy się, że za moment zostanie nam pokazana ?taaaaka? muszla ? podobno jest gdzieś w porcie. Potem sprostowanie: ?będzie jutro – dzisiaj jej nie ma?. Na ?jutro? nie mogliśmy czekać, gdyż musieliśmy jechać dalej, a dotychczasowe doświadczenia marokańskie nakazywały nam wątpić, czy enigmatyczna ogromna muszla w ogóle istnieje. Po dłuższym oczekiwaniu zakończonym kategorycznym stwierdzeniem: ?odjeżdżamy?, zaprowadzono nas do pustego magazynu, na którego środku spoczywała skrzynka z porannym połowem.

maroko8

Tamri: poranny połów.

Skrzynka wypełniona nieżywymi już ślimakami z gatunku Charonia lampas nodifera. Nietkniętymi! Prosto z łodzi! Fetor wypełniający całe pomieszczenie jak lepka galareta odrzucił od drzwi wszystkich uczestników naszej wyprawy, a nawet kilku miejscowych rybaków. Wstrzymując oddech wszedłem do środka, zrobiłem zdjęcia i zrozumiałem, dlaczego egzemplarz leżący dumnie w środku skrzynki miał zostać nam pokazany dopiero nazajutrz ? w takim stanie nikt przy zdrowych zmysłach nie chciałby go nawet oglądać.
Ale pasjonat zmysły ma przytępione ? wychodząc kilkakrotnie na zewnątrz, aby zaczerpnięć powietrza z żalem dobijałem targu. Z żalem, gdyż nawet dysponując camperem z lukiem bagażowym nie byliśmy w stanie zabrać całej tej skrzynki cuchnącego mięsa (znawcy tematu wiedzą, że ciała Charonii nie da się usunąć z muszli w stanie ?świeżym? bez rozerwania worka trzewiowego, który pozostaje w jej wnętrzu. Znam tylko jedną metodę, ale w Tamri nie mogłem jej już zastosować). W centrum uwagi pozostał więc gigant, którego nie mogłem zostawić (to kolejna zaleta campera, gdyż włożenie go do tradycyjnego bagażu turysty byłoby nie do pomyślenia). Wyrwałem swoje trofeum z rąk uczynnego ?asystenta?, który natychmiast chciał rozpocząć proces czyszczenia muszli mieszaniną żwiru i piachu, co nieodwracalnie zniszczyłoby periostracum oraz jej powierzchnię. Mój nowy asystent, z trudem powstrzymując torsje, pomógł mi usunąć z muszli fragmenty ciała ślimaka. Owinięta następnie w kilka warstw foliowych toreb muszla rozpoczęła podróż do kraju, pakowana codziennie w kolejne warstwy folii.

maroko9

As-Sawira: stragan z morskimi pamiątkami.

Po drobiazgowych oględzinach kolejnych magazynów udało nam się wyszukać wszystkie muszle zachowane w stanie naturalnym (na ogół zasuszone ze ślimakami) i zaakceptować sporo ?wyczyszczonych?, już przygotowanych do sprzedaży.
Niestety, okazało się, że marokańscy rybacy używają do konserwacji powierzchni muszli starego oleju silnikowego, więc ostatec2zne czyszczenie całego pozyskanego materiału zabrało mi po powrocie do kraju (częściowo z braku czasu), trzy miesiące.
Wśród kilkudziesięciu oferowanych nam muszli były tylko cztery muszle Cymbium tritonis i kilka Cymbium cucumis. Według relacji miejscowych rybaków Charonia lampas nodifera zaplątuje się przy okazji połowu krabów na głębokości 60 do 100 m. Cymbium tritonis trafia się znacznie rzadziej na większych głębokościach (poniżej 100 m) i w Maroku jest ?rarytasem?. Co ciekawe, w Senegalu (północna część Prowincji Zachodnioafrykańskiej) ślimak ten poławiany jest powszechnie razem z innymi reprezentantami rodzaju Cymbium metodą nurkowania swobodnego na głębokościach kilku metrów. ?Yedy? (lokalna nazwa wszystkich Cymbiów w Senegalu) traktowane są tam jako dodatek smakowy do wielu potraw oraz konserwowane w zakładach przetwórczych i eksportowane do Azji.

maroko10

As-Sawira: port rybacki.

Najciekawszy, miejscami skalisty fragment wybrzeża rozciąga się na północ aż do Essaouiry (Essaouira lub As-Sawira ? poprawnych pisowni nazwy tego miasteczka jest wiele), która słynie z wyrobów rękodzielniczych wykonywanych z drewna tui (wyroby te okazały się naszym kolejnym importowym przebojem). Tam dalsza trasa wyprawy poprowadziła nas ponownie w głąb lądu w stronę Marrakeszu.

maroko11

Biczogony na suku w Marrakeszu.

maroko12

Wyrób pamiątek z drewna tujowego (z pomocą rąk i nóg).

Od przygodnie spotkanych poławiaczy zdążyłem jeszcze kupić całą torbę świeżych Thais haemastoma i natychmiast schować je do zamrażalnika w naszym camperze. Po powrocie przełożyłem ślimaki do własnej zamrażarki, gdzie nadal czekają aż zdobędę dobry przepis na sałatkę z Thais. A może któraś z czytelniczek lub czytelników CONCHY mi doradzi??

Drogi Andrzeju!
Dziękując Ci za barwną opowieść – życzę kolejnych, udanych wojaży!