SŁAWOMIR WRZECION
Inicjator stałej ekspozycji konchologicznej w Palmiarni Wałbrzyskiej
?Moja ekspozycja to dobitna iluminacja mojej pasji?.
wrzesień 2006

wrzecion1Pan Sławomir Wrzecion jest lekarzem anatomopatologiem. Od 2001 roku jest członkiem Stowarzyszenia Malakologów Polskich. Konchista, nurek i podróżnik, miłośnik fotografii podwodnej. Pomysłodawca i autor stałej ekspozycji konchologicznej w Palmiarni Wałbrzyskiej.

?CONCHA?:
Drogi Sławomirze, wiem, że preferujesz inne metody pozyskiwania muszli niż większość z nas…wyruszasz po nie osobiście na ?muszlodajne? plaże i szelfy. Proszę, opowiedz o swojej konchistycznej przygodzie.

SŁAWOMIR WRZECION:
Pierwszą muszlę otrzymałem od mojego Ojca w 1973 roku, miałem wtedy 17 lat. Potem pojawiały się kolejne, zbiór rozrastał się…ale ciągle czegoś mi brakowało. To wtedy pojawił się pomysł, aby samemu wyruszyć na ?muszlowe łowy?. Zdobyłem nawet podstawowy stopień nurkowy ? ?Organizatora Wypraw Nurkowych?.
Dzisiaj mogę powiedzieć, że 80 % okazów przywiozłem z eskapad obejmujących obszar: od Norwegii po Morze Czerwone i od Hiszpanii po Morze Czarne.
Fascynują mnie muszle podejmowane bezpośrednio z morskiego dna…takie dziwolągi porośnięte jeszcze pąklami, inkrustowane rurkami wieloszczetów, pokryte wapiennymi nalotami. Cenię ich naturalne piękno!

Oprócz muszli ?przywiozłem? wiele wspomnień i zaskakujących – czasem zabawnych ? sytuacji.
Wracając z wyprawy nad Morze Czerwone miałem przy sobie 53 kilogramy uzbieranych skorup. Zanim dostałem się do samolotu musiałem przejść kontrolę celną. Pies szkolony do wyszukiwania narkotyków tylko podbiegł do wora muszli i natychmiast z podkulonym ogonem prysnął ?gdzie pieprz rośnie? ? tak strasznie śmierdziały te moje skarby.
Nie pamiętam dokładnie, ale w latach osiemdziesiątych nurkowałem w Morzu Czerwonym. Zszedłem na dość pokaźną głębokość 42 metrów…i oto niespodzianka ? wspaniały tryton! Kiedy miałem go już w dłoniach doszło do awarii aparatu oddechowego. Konsternacja, strach, poczucie zagrożenia! Zrzuciłem cały niepotrzebny balast…ale tryton powędrował na powierzchnię razem ze mną. Nie mogłem porzucić tak cennego trofeum.
Wreszcie, kiedyś ?walczyłem? z efektowną przydacznią…ważyła kilkanaście kilogramów…nie potrafiłem wyciągnąć jej na brzeg…mało mnie nie utopiła.
Przeżyłem też prawdziwy wstrząs…w Grecji, podczas jednej z eskapad wszedłem do wspaniale zaopatrzonego w muszle sklepu i zauważyłem imponującą Cypraea tigris…a potem cenę…5 $…to przecież była połowa mojego ówczesnego wynagrodzenia!

W chwili obecnej surowe obostrzenia ekologiczno-wywozowe i wysokie kary za łamanie przepisów celnych zmuszają mnie do uzupełniania zbioru na zasadzie znanych nam wszystkim ? zakupów.

wrzecion2Fragment ekspozycji w Palmiarni Wałbrzyskiej. Czyżby to ten widoczny tryton był świadkiem niebezpiecznego zdarzenia podczas nurkowania w Morzu Czerwonym?…

?CONCHA?:
Sławku, udostępniłeś część swojego zbioru Palmiarni Wałbrzyskiej tworząc stałą ekspozycję konchyliów morskich. Skąd ten pomysł…a może raczej skąd taka potrzeba?

SŁAWOMIR WRZECION:
Palmiarnia Wałbrzyska to czarowne miejsce, bardzo bliskie mojemu sercu. Może dlatego postanowiłem udostępnić mały fragment kolekcji zwiedzającym akurat to zasłużone dla polskiej botaniki miejsce.
Przyszło mi to o tyle łatwiej, gdyż miałem już pewne doświadczenia wystawiennicze…wcześniej zrealizowałem kilka ekspozycji ?dziwów przyrody? w Zamku Książ.
Moje miejsce w Palmiarni to 3 duże przeszklone szafy ?lekarskie?, każda podzielona szybami na 5 części…łącznie daje mi to około 15 metrów kwadratowych powierzchni wystawowej. Prezentuję około 1000 muszli pogrupowanych zasadniczo w rodziny i przeplatanych innymi ?skarbami głębin?.
Jakiś czas temu założyłem nawet hodowlę ? wielkiego ślimaka afrykańskiego…niestety na dłuższą metę – odmówiły mi współpracy.
Nie szkodzi…bo obecnie coraz częściej myślę o sprowadzeniu tych wspaniałych, kolorowych ślimaczków kubańskich ? Polymita…warunki termiczne i wilgotność powietrza miałyby idealne dla ich potrzeb.
Jeszcze większym wyzwaniem są dla mnie piwnice Palmiarni Wałbrzyskiej.
Przyglądałem się przestronnemu pomieszczeniu…gdzie już widzę ? z jednej strony ciąg akwariów morskich i słodkowodnych, a także terrariów; zaś po przeciwległej stronie ? idealne miejsce na wystawę muszli.
Piwnice byłyby do tego idealne, gdyż znika automatycznie problem nadmiernego nasłonecznienia, z którym borykam się obecnie. Przymierzam się zresztą do reorganizacji wystawy tak, aby pogodzić konieczność odpowiedniej ilości światła dla potrzeb subtropikalnych roślin z wyraźnym jego ograniczeniem w sąsiedztwie szaf z muszlami.
Zawsze starałem się o pełne przygotowanie teoretyczne do przedsięwzięć, którym chciałem się poświęcić. Tak samo jest tym razem. Muszę tylko odnowić ?starą? znajomość z p. Cyrylem Przybyszewskim ze Szczecina ? autorytetem w dziedzinie akwarystyki i terrarystyki, a przy tym znawcą fotografii przyrodniczej.

Użyłeś słowa – ?potrzeba?…tak, zdecydowanie tak właśnie trzeba to nazwać!
Czuję wielką satysfakcję, kiedy widzę grupy młodzieży zatrzymujące się przy moich okazach. Cel dydaktyczny jest bezdyskusyjny…ale ważny jest również bezpośredni kontakt młodego pokolenia ze światem, którego nie wszyscy mogą jeszcze dotknąć osobiście.
Poza tym ? moja ekspozycja ? to bardzo wyraźna, dobitna iluminacja mojej pasji!

wrzecion3Te okazy pamiętają bardzo wiele ?żywych? lekcji przyrody.

?CONCHA?:
Od kilku lat jesteś członkiem Stowarzyszenia Malakologów Polskich.
Jak odnajdujesz się gronie osób profesjonalnie zajmujących się mięczakami?

SŁAWOMIR WRZECION:
Do S.M.P. trafiłem za sprawą p. Profesor Beaty Pokryszko z Wrocławia.
Powiem tak ? profesjonalni malakolodzy to naukowcy…ja, jestem lekarzem, ale ze względu na specjalizację bliższe są mi: mikroskop, biologia, histologia oraz genetyka ? pasujemy więc do siebie.
A zupełnie poważnie ? w Stowarzyszeniu spotykam wspaniałe osobowości polskiej nauki, również jej legendy /chyba mogę tak powiedzieć/ ? myślę tutaj o p. Profesorze Andrzeju Samku. Co więcej ? wszyscy Ci ludzie dzielą po części moją pasję, choć nie zawsze /a raczej bardzo rzadko/ – bywają kolekcjonerami muszli.

Konchistyką pasjonuję się od ponad 30 lat…i wierz mi, przez cały ten czas poszukiwałem kontaktów z ludźmi zauroczonymi ślimaczymi ?domkami?…bardzo długo bezskutecznie!
Przynależność do Stowarzyszenia Malakologów Polskich w jakimś sensie wypełniała mi tę lukę.
Wcześniej ceniłem spotkania z p. Andrzejem Jarzębowskim jeszcze na Tamce…a teraz poznałem Tomka Mordarskiego…kapitalny człowiek.
Choć nie jestem fanem Internetu, bo zawsze priorytetowo traktowałem bezpośredni kontakt z drugim człowiekiem, to zauważam znaczenie Twojej ?CONCHY?…podstawa to dobre poznanie się grupy zapaleńców…i to rzeczywiście umożliwia Internet.

A wracając do wątku Stowarzyszenia Malakologów…myślę, że wiele pomysłów tam realizowanych można przenieść na grunt przyszłego klubu kolekcjonerskiego, wiele zrealizować w oparciu o wzajemną współpracę…choćby udział w seminariach, wspólne wyprawy naukowo-hobbystyczno-fotograficzne, a także ekspozycje.
Zresztą, istnienie stałej, maksymalnie profesjonalnej ekspozycji konchologicznej uważam za element ściśle scalający polską konchistykę.

?CONCHA?:
Sławku, czyżby więc mało Ci było ekspozycji w Palmiarni Wałbrzyskiej ?
Intrygują mnie Twoje marzenia! Proszę, opowiedz o nich.

SŁAWOMIR WRZECION:
Uwierz mi, to nie są jedynie marzenia! Żyjemy w czasach pozwalających na materializację wielu zamierzeń…potrzeba tylko ambicji prawdziwych pasjonatów.
Jestem pod wielkim wrażeniem Zamku Książ…to miejsce dające nieograniczone możliwości wystawiennicze. Co roku odbywa się tam ?Święto Kwiatów? ? wspaniała impreza przyciągająca ponad 5000 zwiedzających.
A co byś powiedział na coroczne ?Święto Muszli? ?…Choć to na razie nazwa ?robocza?.
Wystawa w Palmiarni to moje autorskie dzieło, zaś cykliczne ?Święto Muszli? mogłoby angażować chętnych kolekcjonerów do kreowania takiej ekspozycji!
Mogliby oni przedstawić swoje okazy lub prezentacje tematyczne…mogliby także ?zabłysnąć? parakonchistycznymi specjalizacjami, choćby ?shell related?.
Wymarzona sceneria dla takiego przedsięwzięcia to coraz modniejsze zdjęcia z bezkrwawych morskich łowów ? fotografia podwodna.
Wspólne przygotowania i coroczne spotkanie mogłoby stanowić zalążek prawdziwego klubu kolekcjonerskiego!

wrzecion4
Czyżby wałbrzyska wystawa muszli miała się stać inspiracją do kolejnych wyzwań kolekcjonerskich Sławomira Wrzeciona? Szczerze tego życzę!

?CONCHA?:
Sławku, nie wypada mi nadmiernie uchylać rąbka tajemnicy ale masz już jakieś postanowienia…aby nie powiedzieć ? plany ?

SŁAWOMIR WRZECION:
Jest tak w istocie i wierzę w ich realizację! Dołożę do tego wszelkich starań!
Tym bardziej, że poznałem osobiście prawdziwego pasjonata /ty również masz z Nim kontakt/ – gwarantującego profesjonalne podejście do tego tematu.

Natomiast w tej chwili jestem pochłonięty wspomnianą już fotografią podwodną. Wnosi ona zupełnie nowy…ożywczy trend do konchistyki!
Nikt nie może zaprzeczyć, iż nasze hobby wpływa na środowisko naturalne.
Fotografowanie muszli pod wodą, a jeszcze lepiej ? żywych mięczaków, a potem tworzenie cyfrowej galerii okazów – to zupełnie inny wymiar konchologii…podążający niejako w stronę naukowej malakologii.
Pamiętasz, co powiedziałem o współdziałaniu ze Stowarzyszeniem Malakologów…to jedna ze wspólnych płaszczyzn aktywności.
Przyznam ci się szczerze, że kiedyś znalazłem pod wodą żerującą na gorgoniach Cyphoma gibbosum…zrobiłem jej kilkanaście ?fotek?…nawet nie przyszło mi do głowy, aby włączyć ja do moich tradycyjnych trofeów.
Śledzenie mięczaków w naturalnym środowisku to niesamowite przeżycie!
Każdemu tego życzę!

wrzecion5Zdaniem Sławomira Wrzeciona tradycyjne widoki kolekcjonerskich witryn można uzupełnić zdjęciami mięczaków wziętymi ?z natury?.

?CONCHA?:
Sławomirze, serdecznie dziękuję za miłą rozmowę oraz Twoje przemyślenia.
Dziękuję, że poświęciłeś czas dla wszystkich ?Conchowiczów?!

SŁAWOMIR WRZECION:
Ja również dziękuję…pozdrawiam wspaniałych polskich konchistów i zapraszam do Palmiarni Wałbrzyskiej!

Pragnę w tym miejscu serdecznie podziękować Tomaszowi Mordarskiemu za wykonanie i udostępnienie zdjęć z Palmiarni Wałbrzyskiej.